wtorek, 4 lutego 2014

XXI wiek - wiek, w którym telefony komórkowe opanowały ludzi

Wyobrażacie sobie choćby jeden dzień bez telefonu komórkowego? Nie? To pomyślcie, jakim horrorem byłby cały tydzień! Zwłaszcza, że w obecnych czasach dla większości z nas telefon robi za drugą głowę.

Mam wrażenie, że nazywanie telefonu dodatkową szarą komórką z każdym nowym modelem tego urządzenia nabiera całkiem nowego znaczenia. Dziś bowiem, poza dzwonieniem, SMSowaniem, przesyłaniem zdjęć, dokumentów, wysyłaniem e-maili, robieniem zdjęć, zapisywaniem terminów spotkań telefony mają jeszcze milion innych funkcji dostosowanych do potrzeb różnych użytkowników.

Telefonem można płacić, można nim kupować bilety, słuchać muzyki, nagrywać filmy itd. Nie można obejść się choćby kilkunastu minut, bez wyciągnięcia go z kieszeni i sprawdzenia, która jest godzina. O! Pominęłam jedną z jego najpopularniejszych funkcji - zegarka.



Wyobraźcie sobie, że ja przez ostatnie pół roku żyłam zależna jedynie od tzw. babciofonu, czyli bardzo prostej, ogromnoklawiszowej komórki, która ma tylko 3 funkcje: dzwonienie, wysyłanie/odbieranie SMS oraz wzywanie pomocy. Ta ostatnia bywa czasami niebezpieczna, bo zbyt długie przytrzymanie dowolnego przycisku powodowało przeraźliwe wycie komórki oraz natychmiastowe dzwonienie pod numer 112, czego się praktycznie nie dało zatrzymać. Przy takich niekontrolowanych alarmach ratowało mnie wyciągnięcie baterii. Ale dokopujcie się do baterii jadąc schodami w centrum handlowym, z torbą i obładowani zakupami.


Miałam więc do dyspozycji niebezpieczny aparat bez funkcji sprawdzania poczty. Odcięta od Internetu, do którego uprzednio miałam całkiem swobodny dostęp czułam się jak częściowo unieruchomiona.

Po jakimś czasie nauczyłam się jednak dyscypliny i systematyczności. Pocztę e-mail sprawdza teraz zawsze rano, oraz przed każdym wyjściem. Kiedy wiem, że może pojawić się potrzeba zapisania czegoś ważnego, lub skorzystania z Internetu, zabieram ze sobą netbooka.


Po pół roku babciofion wyzionął ducha i zostałam pozbawiona dzwonienia i wysyłania SMSów. O alarmie nie wspomnę, bo z powodu jego braku wcale nie poczułam się mniej bezpieczna.


Pierwsze dni były trudne, ale później odetchnęłam swobodnie i poczułam się wolna jak ptak. Czułam, jakby wyrosły mi skrzydła! Nikt nie mógł do mnie zadzwonić pod wpływem impulsu z jakąś pretensją, nie mógł wcisnąć mi "superoferty kredytowej" ani zaoferować "lokaty z superpłatnym ukrytym kontem". Ja natomiast nie mogłam się nigdzie spóźnić, bo nie poinformowałabym o tym czekającej na siebie osoby. Jednocześnie nikt nie mógł odwołać spotkania ze mną, co znacznie zmniejszyło rozwalanie mojego tygodniowe planu takimi właśnie sytuacjami, co wcześniej zdarzało się nagminnie.

Ale jak radzić sobie be zegarka? Szacowałam, ile zająć może dana czynność i ile czasu potrzebuję na przemieszczenie się z jednego miejsca na drugie. Zawsze zostawiałam sobie lekki margines. Dzięki temu, poza doskonałą organizacją, znajdywałam czas na czytanie! Czytałam w momentach, kiedy margines okazywał się zbędny i do omówionego spotkania miałam jeszcze trochę czasu.
Dzięki konieczności ustalania marginesów czasu między kolejnymi spotkaniami, udało nawiązać kilka znajomości, kilkukrotnie przystając na chwilę i ucinając sobie miłą pogawędkę.

Nadal zastanawiacie się pewnie, skąd wiedziałam, która jest godzina? Na większości przystanków tramwajowych można z łatwością ją odczytać. Kiedy znajdowałam się na peryferiach miasta, godzinę odczytywałam patrząc z przystanku na kasowniki w tramwajach. Zegary są również na wielu budynkach w mieście. Mam zegar na ekranie monitora oraz w telefonie stacjonarnym, który w okresie bezkomórkowym służył mi za budzik. Zegar mam też w samochodzie. Niestety, przez ten przepych wskaźników czasu nie miałam okazji zapytać o godzinę żadnego z mijanych przystojniaków, a niejednokrotnie zastanawiałam się nad ich reakcją. Bo przecież jak w XXI wieku można nie mieć zegarka?!

Od tygodnia znów mam telefon. Kiedy tylko włożyłam doń kartę, rozległ się nieprzyjemny, powtarzający się dźwięk - skrzynka SMSowa zaczęła się zapełniać. Zanim zdołałam odczytać wszystkie "Numer podany jako nadawca tego SMS próbował połączyć się z tobą X razy..." telefon wydał kolejny przenikliwy dźwięk, dając mi poznać aktualne ustawienia dźwięku dzwonka. Skutek? Od tygodnia znów chodzę podenerwowana, spóźniona, mniej zdyscyplinowana i w każdej chwili narażona na to, że ktoś może coś ode mnie chcieć.


Na zakończenie refleksji odnośnie telefonii komórkowej polecam Wam obejrzeć film obrazujący ten nasz skażony telefonią świat.  




3 komentarze:

Aleksandra Krajewska pisze...

Powiem Ci tak, jestem taką osobą, któa wytrzymała by tydzień bez komórki, czasem rzucam ją w kąt i się nią nawet nie interesuje, jednak takie robienie wcale nie jest dobre, dlaczego? A no ponieważ czasem nei odbieram ważnych telefonów. Wiec moje zdanie jest takie, ciężko wytrzymać bez telefonu przez tydzień.
http://zyciowa-salatka.blogspot.com/

Dżoolka pisze...

Dzięki za komentarz, ale następnym razem przeczytaj nieco więcej niż sam tytuł posta.

Anonimowy pisze...

Fajne spostrzeżenie :) Zacząłem się zastanawiać czy mógłbym pozwolić sobie na taki luksus i słabo to wygląda. Te wszystkie gadżety o których pisałaś "poczta, przelewy, zakupy, planer" nie mają tutaj znaczenie, komputer jest w domu w biurze. Chwile zwłoki i można byc onlie. Ale bez funkcji dzwonienia i zegarka ;) nie da się.